W pogoni za marzeniami,czyli jak zostałam opiekunką
historia naszej opiekunki w Niemczech
Wybór pracy, jaką wykonujemy ma duży wpływ na całe nasze życie, chyba każdy z takim stwierdzeniem się zgodzi.Ja zawsze byłam na swoim, czyli latami prowadziłam działalność gospodarczą. "Bizneswoman, ta to ma dobrze, szef nie mówi jej, co ma robić, a i do pracy może przychodzić o której jej pasuje",mawiali znajomi.To tylko jeden koniec kija, o czym wie, każdy prowadzący działalność.Wieczna walka o klienta, poszukiwanie zyskownych dla firmy rozwiązań i niekończące się zmagania z urzędami w panicznej próbie nadążenia za zmieniającymi się przepisami.Jak było dobrze, bo zleceń dużo, to nie było czasu na urlop, bo rąk do pracy brakowało.Jak był przestój, to nie było pieniędzy na wymarzony wypoczynek, bo koszty stałe zapłacić należało.W wieku czterdziestu lat, powiedziałam basta!
Od dziecka śniłam o podróżach, chciałam poznawać świat, zawsze byłam
ciekawa, jak jest tam, gdzie mnie nie ma. Jak żyją ludzie w innej, odmiennej
kulturowości, a że los zdecydowanym czasami sprzyja, to i mnie nadarzyła
się okazja.
Okazało się, że znajomi kompletują skład i brakuje im jednej kobiety do
ekipy na dwumiesięczną wyprawę po Afryce.Do wyjazdu było jeszcze kilka
miesięcy, ale już wtedy musiałam podjąć decyzje.Firmę odsprzedałam i
zaczęłam rozglądać się za pracą, która da mi finansowe bezpieczeństwo, a
jednocześnie pozwoli na tak długi wyjazd.Pomyślicie, nierealne, nic
dziwnego, też tak pomyślałam.Przeszukałam internet, porozmawiałam ze
znajomymi, ale jakoś ofert pracy dla czterdziestolatki, która zawsze była
szefem nie było...
Przez przypadek trafiłam na jakieś ogłoszenie "praca dla opiekunki" i z
braku innych możliwości postanowiłam przyjrzeć się sprawie
dokładniej.Pensja wydała mi się akceptowalna, a system pracy, wręcz
idealnie dopasowany do moich potrzeb.Wyjeżdżam na 4, 5, 6, czy ile mi
pasuje tygodni, a później mogę mieć tyle samo wolnego.Nieprawdopodobne, a
jednak...
Poszukałam firmę w swojej okolicy, bo cenię sobie kontakt osobisty ponad
internetowy, umówiłam się na spotkanie i poszłam poznać szczegóły.Na
dzień dobry, zapytano mnie o znajomość języka niemieckiego, bo praca w
Niemczech.Uczyłam się kiedyś w szkole, ale cóż, orłem to ja nie byłam.Po
krótkim teście, polegającym na wymianie kilku zdań po niemiecku, oceniono
moje umiejętności jako komunikatywne, ale do odświeżenia.Przemiła pani
odpowiedziała mi na wszystkie nurtujące mnie pytania o zakres
obowiązków.Wypełniłam ankietę, gdzie pytano mnie o moje preferencje
względem osoby dla której chciałabym pracować.Teraz po latach
rozumiem, dlaczego to takie ważne, ale o tym później.
Teraz czekałam na ofertę pracy.Teraz naszły mnie wątpliwości.Czy ja
nadaję się do takiej pracy?Będę mieszkać
pod jednym dachem z obcą osobą, mało tego, będę spędzać z nią cały czas, w
wielu czynnościach będę musiała jej pomóc, a ja nigdy nie opiekowałam się
osobą starszą.Czy zostanę zaakceptowana?
Przyjęłam pierwszą ofertę, jaka się pojawiła. Raz kozie
śmierć, pomyślałam...
Na miejsce dotarłam firmowym busem, prowadzonym przez doskonałego
kierowcę, wraz z innymi osobami, które jechały również do takiej
pracy.Wiele osób znało się z widzenia, lub pracowało wcześniej
razem, zmieniając się u jednej rodziny.Wszyscy plotkowali, wymieniali się
wiedzą, o wiele spraw mogłam dopytać.Dowiedziałam się, że w miejscowości
do której jadę, dwa domy dalej, też pracuje Polka z tej samej
firmy.Dziewczyny dały mi nawet numer telefonu.Taki kontakt bywa
bezcenny, szczególnie dla początkujących, ale o tym innym razem.W busie
panowała fajna, bezstresowa atmosfera.Nie zawsze tak bywa, jeśli musimy
dojechać transportem zewnętrznym, o czym miałam przekonać się przy okazji
innego wyjazdu.
Na miejscu przywitał mnie starszy pan, mój podopieczny w towarzystwie
córki i opiekunki, którą miałam zmienić na kilka tygodni.Z wrażenia
niewiele rozumiałam, a język stanął mi kołkiem, ale gdy usiedliśmy razem
przy stole z dzbankiem świeżo parzonej herbaty, pierwszy szok minął, a
umysł zaczął rozróżniać niemieckie słowa, póki co pojedyncze:) Wcześniej
byłam tak zaaferowana swoimi lękami, ze nie zauważyłam stresu, jaki
wywołał mój przyjazd u pana dla którego miałam pracować.Dla niego to
przecież też nowość.Obca kobieta, która zostanie w jego domu przez ponad
miesiąc.Czy ona nie wywróci mojego życia do góry nogami, zastanawiał się
popijając herbatę, ale o tym powiedział mi dopiero po tygodniu, gdy już
lepiej się poznaliśmy.
Przydzielono mi pokój z łazienką w górnej kondygnacji domu, a opiekunka
wprowadzała mnie w tajniki pracy.Pokazała gdzie, co jest.Szczegółowo
rozpisała na kartce wszystkie istotne wydarzenia dnia
codziennego, zostawiła ważne numery.Razem zjedliśmy kolację, gawędząc o
kulinarnych przyzwyczajeniach starszego pana.Zasadniczo, dzień
przyjazdu, nie jest naszym dniem pracy, to czas na wprowadzenie i
odpoczynek po podróży.Warto go jednak dobrze wykorzystać i wypytać
zmienniczkę o wszystko, co może nam się przydać...
Ciekawe, jak zaczęła się Wasza praca w roli opiekunki:)